Przejdź do głównej zawartości

Świątecznie, czyli alternatywa do karpia

Zdarzają się takie sytuacje, kiedy w połowie płomiennego wystąpienia pada określenie zupełnie z kosmosu, którego znajomość w znaczący sposób wpłynie na zrozumienie przez audytorium treści owego wystąpienia. Co wtedy?
a) tłumacz "robi karpia" czyli otwiera dziób, w słuchawkach słychać żenującą ciszę, lub - co gorsza - buczący dźwięk "yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy"
b) tłumacz pomija fragment z niewygodnym wyrażeniem i nieustraszenie brnie dalej
c) tłumacz rozkłada warsztat tkacki, czyli łata dziury objaśniając wyrażenie metodą "na okrętkę"

Skąd biorą się takie sytuacje i w jaki sposób można minimalizować szanse ich wystąpienia? Jest to tematem opracowania Daniela Gile zatytułowanego "Basic Concepts and Models for Interpreter and Translator training" (tj. Podstawowe Koncepty i Modele w szkoleniu Tłumaczy Ustnych i Pisemnych"). Opracowanie to pochodzi z roku 1995 i na stronach 191-201 podaje szereg "strategii przetrwania" w przekładzie ustnym. Poniżej zamieszczam ich krótkie omówienie.

Przyczynami sytuacji problemowych w tłumaczeniu symultanicznym, wg Gile'a są:
- ograniczona możliwość przetwarzania informacji
- niewłaściwe korzystanie z umiejętności przetwarzania informacji
- luki w wiedzy tłumacza

Co można z tym zrobić? Gile podaje szereg strategii (w nawiasach komentarze własne autorki):
- wydłużenie czasu odpowiedzi (czyli czekamy, aż mówca wyjaśni, co właściwie ma na myśli, jednocześnie przeszukując swoje zasoby mentalne...)
- rekonstrukcja fragmentu tekstu z wykorzystaniem kontekstu oraz własnej wiedzy pozalingwistycznej tłumacza (w sytuacji, gdy brak zrozumienia słowa mówionego wynika z wady wymowy mówcy, zakłóceń technicznych, lub prostego faktu, że mówca tańczy na scenie mając na niej zaledwie jeden, zupełnie niemobilny mikrofon - niestety autentyk)
- "telefon do przyjaciela" :P czyli konkabinie pomóż! (i tu uczulam szanowne tandemy: nie czytajcie gazet, nie wychodźcie z kabiny gdy kolega lub koleżanka wyciska z siebie siódme poty... róbcie notatki, szperajcie w słownikach internetowych, bądźcie na bieżąco, by w razie potrzeby "podrzucić" właściwe słowo, lub całkiem przejąć tłumaczenie)
- szybki rzut oka w dokumenty, prezentacje, słowniki i inne źródła, które zgromadziliśmy w kabinie (tu kolejna sugestia: warto robić glosariusze! wiem, że praca nad nimi daje piękne wrażenie upupienia i żenującej dziedzinady, niemniej warto. W kabinie na ogół brak jest czasu nawet na łyk wody, stąd dobry glosariusz - przygotowany wg kolejności myśli w wystąpieniu mówcy i uwzględniający całość kluczowego słownictwa - jest wyjątkowo użytecznym narzędziem. Wskazówka druga: jeżeli we wszystkich wystąpieniach przewijają się te same słowa, warto spisać je na osobnej kartce, wydrukować większą czcionką i np. zamocować na ścianie kabiny - gdy w trakcie mówienia zabraknie słowa, rzut oka na ścianę wystarczy. Nie zapomnijcie zabrać ze sobą taśmy klejącej lub innego przytwierdzacza!)
- parafraza (czyli warsztat tkacki, wspomniany powyżej)
- zastąpienie określenia szczegółowego terminem bardziej ogólnym (czyli co zrobić, gdy padnie bełkotliwie wymówione nazwisko jakiegoś autorytetu... można powiedzieć "jeden z ekspertów", "mój przedmówca", "profesor, którego wiedzę wysoko cenię..."). Często tego typu sytuacje problemowe biorą się ze zbyt dużego opóźnienia tłumacza w stosunku do mówcy, po prostu nasza pamięć krótkoterminowa (ta od liczb, nazwisk i miejscowości) po prostu nie wyrabia na zakrętach. Warto zatem unikać wydłużania tego interwału w nieskończoność, o ile nie zmuszają nas do tego okoliczności (patrz punkt pierwszy niniejszego omówienia).
- użycie określenia oryginalnego w języku źródłowym (zwłaszcza w przypadku nazwisk i skomplikowanych nazw technicznych). W praktyce powiem: "i to zjawisko nosi angielską nazwę xxx". Skutek jest taki, że przy wprawnym zastosowaniu tej techniki, słuchacze nie są świadomi, że tłumacz miał jakikolwiek problem, gdyż wygląda to na zabieg celowy"
- naturalizacja określeń obcobrzmiących (i tu ma swoje korzenie ogromna rzesza tzw. internacjonalizmów - jako przykłady banalne przychodzą mi do głowy "confocal microscopy" czy "tympanoplasty" etc.)
- transkodowanie (metoda równie użyteczna, co niebezpieczna. Użyteczna w przypadku licznych zapożyczeń m. L1 i L2, podobieństwa Leksykonów obu języków oraz wiedzy słuchaczy z zakresu terminologii fachowej w obu językach. Niebezpieczna, bo prowadzi do dziwnych neologizmów, które - użyte jednorazowo - można znieść i wybaczyć, natomiast mają one złośliwy talent przenikania do słowa pisanego. I tak dochodzimy do sytuacji znanej mi z ostatniej rozmowy z szefem kliniki neurologii jednego z uniwersytetów medycznych. Otóż, popełnił on pracę badawczą, wysoko ocenioną przez rodzimych ekspertów. Zapragnął tę pracę opublikować w jednym z periodyków amerykańskich, przełożył sobie zatem artykuł na j. angielski samodzielnie - korzystając z tego, co koledzy po fachu publikowali wcześniej, z tego co słyszał na konferencjach i czytywał w książkach abstraktów otrzymywanych na okoliczność każdego zjazdu. Pracę pokazał koleżance po fachu, znanej z kompetencji językowych - tłumaczyła pisemnie po godzinach - która uznała ją za dobrze napisaną. Przesłał zatem tekst do wydawnictwa i po tygodniu otrzymał odpowiedź: "Szanowny Panie Profesorze. Pańskie opracowanie wzbudziło nasze zainteresowanie. Z pewnością jest to kolejny krok naprzód w terapii xxx. Jednakże słownictwo użyte w pracy uznajemy za niedopuszczalne w publikacji naukowej. Prosimy o korektę leksykalno - gramatyczną. Z poważaniem, NN" Tu wypada podziękować twórcom neologizmów na drodze transkodowania... kochani, używajmy słowników, przygotowujmy się solidnie, nie produkujmy kalek językowych... kalki pozostawmy producentom artykułów biurowych!)
- uczciwe przyznanie się przed słuchaczami do problemu (w praktyce: "i niestety, nie usłyszałam ostatniej części pytania", "jak mówił autor, którego nazwiska tłumacz nie zdążył zapamiętać". Wskazówka: zaleca się korzystanie z tej strategii w momencie, gdy nasz brak zrozumienia da się obiektywnie uzasadnić - nieużywaniem mikrofonu przez mówcę, zakłóceniami w transmisji przy videokonferencjach, kaszlem lub innymi zakłóceniami ze strony audytorium - potrafią czasem dać w kość!; błyskawiczną zmianą slajdu itp. itd.)
- skierowanie uwagi słuchaczy na inne źródło wiedzy (czyli: nie zrozumiałeś? powiedz "co widać na niniejszym wykresie" lub "mają państwo te dane na slajdzie")
- pominięcie informacji (nie mówimy tu o brakach pamięci krótkoterminowej, tylko o celowym pominięciu fragmentu, bo przetworzenie go zajmie zbyt dużo czasu, a przecież "show must go on", tu zaleca się ostrożność, nie wszystko co mało istotne z naszego punktu widzenia, jest takie z punktu widzenia słuchaczy czy mówcy! To taka postać manipulowania informacją na mikroskalę w moim prywatnym odczuciu - może nam dać złudzenie władzy, a naszym słuchaczom przekonanie o naszej niekompetencji.)
- powiedzenie czegokolwiek, co posiada przysłowiowe "ręce i nogi" :-) W sytuacji gdy warunki pracy są wyjątkowo złe, można dany fragm. wypowiedzi zastąpić czymś, co nie będzie wiernym odzwierciedleniem wypowiedzi mówcy (vide "Asteriks i Obeliks: Misja Kleopatra" i zręcznie wpleciony materiał o languście:

- wyłączenie mikrofonu: tu widzę dwie opcje
Opcja nr 1 = zawodowy foch zmanierowanego tłumacza "Ja nie jestem w stanie pracować w tak siermiężnych warunkach!"
Opcja nr 2 = KK = kompletna klapa = ratuj się kto może, uciekać z kabiny i obym więcej nie patrzył w oczy zleceniodawcy!

Mam nadzieję, że powyższy przegląd alternatyw utwierdził Państwa w przekonaniu, że langusta jest lepsza niż karp!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie mam skanera, a muszę wysłać tłumaczowi moje dokumenty - jak???

Inspiracją do napisania tego postu jest kumulacja zdarzeń z ostatnich kilku lat.  Klient potrzebuje tłumaczenie dokumentacji medycznej - jasne, zrozumiałe, zapraszam na kkalisz.pl@gmail.com niezmiennie w tej sprawie. Klient pisze maila z pytaniem o cenę/ stawkę/ warunki współpracy. Odsyłam maila z informacją, że kotów w worku nie wyceniam, poproszę dokumentację do wglądu.  Klient odpisuje: Ale ja nie mam skanera albo  klient przysyła screenshot, tak mały, jak się da (inaczej za dużo miejsca na telefonie zajmuje albo klient przysyła zrobione komórką zdjęcia - na zdjęciu jest przekrzywiona kartka i bardzo dokładny obraz wzoru na dywanie, narzuty na kanapie, albo bałaganu na łóżku... W żadnym z przypadków opisanych powyżej nie zrobię wyceny w kilka minut. Przeciwnie - zajmie mi to sporo czasu - konwersja, przeformatowanie etc., sprawdzenie, czy algorytm rozpoznał słowa prawidłowo (bez tego nie będzie rzetelnej wyceny - liczby znaków ze spacjami lub/oraz słów). Dlaczego o tym piszę? Dlate

Atrakcyjne destynacje (hihi) dla skrzywionych medycznie :) cz. 1

Ponieważ jest lato, ludzkość nie myśli o niczym innym, a tylko o wyjazdach wakacyjnych. Przyznaję się bez bicia, że i mnie lato uderzyło do głowy, zwłaszcza, że zostałam uziemiona na początku lipca z przyczyn zdrowotnych, co sprzyja zwolnieniu tempa, rozleniwieniu i innym letnim typowo ekscesom.  W dwóch kolejnych postach chcę Wam zatem opowiedzieć, dokąd w przeszłości turystycznie zaniosła mnie miłość do medycyny, pokazać Wam kilka zdjęć z tych wyjazdów i zachęcić do samodzielnej eksploracji (bo wąchocka fizyka = wszystko sprawdzić doświadczalnie).  Na pierwszy rzut będzie Rzym.  Museo di Storia  della  Medicina Przy szpitalu Uniwersytetu Sapienza, dosłownie po przeciwnej stronie ulicy od budynków klinicznych, znajduje się dwupiętrowe muzeum. Mocno się nim nie chwalą w oficjalnych folderach turystycznych, dociekliwi jednak znajdą.  Dociekliwi również dowiedzą się, że muzeum utworzono w 1954r, ale pomimo stosunkowo młodego wieku, zgromadzono w nim artefakty datowane na XVII wiek plus n

Karta informacyjna leczenia szpitalnego - szkolenie ONLINE z zakresu tłumaczeń medycznych

Po sukcesie specjalistycznego szkolenia z zakresu tłumaczeń medycznych dla tłumaczy języka angielskiego "Karta Informacyjna Leczenia Szpitalnego" sprzed roku, czas na wersję online. Tak, tak - szkolenie online tłumaczy medycznych jest możliwe.  Moja wersja online jest rozszerzona w stosunku do zawartości kursu stacjonarnego (perfekcjonizm nie pozwala mi nie wyważać otwartych drzwi celem ulepszania tego, co już istnieje i jest uznane za dobre). Chcąc podtrzymać dobrą tradycję "jedynego w swoim rodzaju" szkolenia, wersja online w każdym z modułów zawiera również część praktyczną - przedstawiających proces wykonywania tłumaczenia medycznego "krok po kroku". Po raz pierwszy uczestnik ma możliwość towarzyszenia tłumaczowi medycznemu w pracy nad konkretnymi tekstami, może 'pinch with pride' różne strategie rozwiązywania napotykanych problemów terminologicznych i merytorycznych. I tak, moduł 1 kursu obejmuje omówienie struktury karty informacyjnej lec