Przejdź do głównej zawartości

Atrakcyjne destynacje (hihi) dla skrzywionych medycznie :) cz. 1

Ponieważ jest lato, ludzkość nie myśli o niczym innym, a tylko o wyjazdach wakacyjnych. Przyznaję się bez bicia, że i mnie lato uderzyło do głowy, zwłaszcza, że zostałam uziemiona na początku lipca z przyczyn zdrowotnych, co sprzyja zwolnieniu tempa, rozleniwieniu i innym letnim typowo ekscesom. 

W dwóch kolejnych postach chcę Wam zatem opowiedzieć, dokąd w przeszłości turystycznie zaniosła mnie miłość do medycyny, pokazać Wam kilka zdjęć z tych wyjazdów i zachęcić do samodzielnej eksploracji (bo wąchocka fizyka = wszystko sprawdzić doświadczalnie). 

Na pierwszy rzut będzie Rzym. 

Museo di Storia della Medicina

Przy szpitalu Uniwersytetu Sapienza, dosłownie po przeciwnej stronie ulicy od budynków klinicznych, znajduje się dwupiętrowe muzeum. Mocno się nim nie chwalą w oficjalnych folderach turystycznych, dociekliwi jednak znajdą. 

Dociekliwi również dowiedzą się, że muzeum utworzono w 1954r, ale pomimo stosunkowo młodego wieku, zgromadzono w nim artefakty datowane na XVII wiek plus niewątpliwie włożono dużo wysiłku w opowiedzenie historii medycyny na terenie kraju znanego obecnie jako Włochy już od czasów starożytnych - służą temu m.in. rekonstrukcje, obrazy czy rzeźby. 

Informacje w muzeum dostępne są oczywiście w języku włoskim, jest również tłumaczenie na angielski, które - jak na możliwości tambylców (o których to możliwościach nie mam szalenie wysokiej opinii) - jest naprawdę przyzwoite. 

Dziewiętnastowieczne instrumentarium chirurgiczne jest naprawdę fascynujące! Oglądanie postępu technologii medycznej - diagnostycznej i terapeutycznej (pierwsze aparaty rtg, eeg itp.) też mi się bardzo podobało! Dla koneserów są również autentyczne artefakty pochodzenia ludzkiego - czaszki, kompletne szkielety, pojedyncze kości, preparaty histologiczne narządów i tkanek. Przy okazji - w tym zakresie widać ciekawą różnicę w podejściu naukowym/ etycznym do zwłok między Włochami a np. Wielką Brytanią, gdzie mieszkam. W Museo di Storia della Medicina fotografie ludzkich artefaktów są dostępne do obejrzenia na stronie www muzeum (link w śródtytule). Mogłam również robić im zdjęcia odwiedzając muzeum (robiłam!). Tego luksusu nie miałam w drugim z muzeów, o których Wam opowiem w kolejnym poście.... i wyjaśnię, skąd ta różnica!

Zresztą, co ja się będę produkować - zobaczcie sami!

Museo di Storia della Medicina (1)

Museo di Storia della Medicina (2)

Museo di Storia della Medicina (3)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie mam skanera, a muszę wysłać tłumaczowi moje dokumenty - jak???

Inspiracją do napisania tego postu jest kumulacja zdarzeń z ostatnich kilku lat.  Klient potrzebuje tłumaczenie dokumentacji medycznej - jasne, zrozumiałe, zapraszam na kkalisz.pl@gmail.com niezmiennie w tej sprawie. Klient pisze maila z pytaniem o cenę/ stawkę/ warunki współpracy. Odsyłam maila z informacją, że kotów w worku nie wyceniam, poproszę dokumentację do wglądu.  Klient odpisuje: Ale ja nie mam skanera albo  klient przysyła screenshot, tak mały, jak się da (inaczej za dużo miejsca na telefonie zajmuje albo klient przysyła zrobione komórką zdjęcia - na zdjęciu jest przekrzywiona kartka i bardzo dokładny obraz wzoru na dywanie, narzuty na kanapie, albo bałaganu na łóżku... W żadnym z przypadków opisanych powyżej nie zrobię wyceny w kilka minut. Przeciwnie - zajmie mi to sporo czasu - konwersja, przeformatowanie etc., sprawdzenie, czy algorytm rozpoznał słowa prawidłowo (bez tego nie będzie rzetelnej wyceny - liczby znaków ze spacjami lub/oraz słów). Dlaczego o tym piszę? Dlate

Historia pewnego tłumaczenia...

Jest to historia, której świadkiem byłam osobiście w październiku 2008 i którą potem wielokrotnie słyszałam opowiadaną w kuluarach zjazdów okulistycznych (okazuje się, że słyszałam to nie tylko ja sama... niestety). W październiku 2008 w Warszawie odbywało się jednodniowe sympozjum z dziedziny okulistyki. Zostałam na nie zaproszona jako tłumacz totalnie "z łapanki", tzn. ktoś, kto był zamówiony, w ostatniej chwili zrezygnował, organizator w panice obdzwonił wszystkie możliwe agencje i na wszystko się profilaktycznie zgodził. Kabina stała i groziło jej, że będzie stać pusta... a wystąpienia gości zagranicznych stanowiły mniej więcej połowę programu. Dotarłam na miejsce nieco zdziwiona faktem, że jestem tam sama (acz wynagrodzenie miało mi to zrekompensować z nawiązką), o planach dotyczących pojawienia się drugiego tłumacza nikt mi nie powiedział. Impreza się zaczęła zgodnie z harmonogramem, temat miły (AMD), zaczęłam mówić... Po blisko 30 minutach mojego mówienia drzwi
Kto mnie zna (lub śledzi - czyli follows, a nie herrings), ten wie, że mam gadane, mam pomysły - no, wypisz, wymaluj, mówca konferencyjny. Udzielam się zatem, jeśli to możliwe i na ile to możliwe, dzieląc się radośnie moimi ideami z tymi, co chcą słuchać.  Na okoliczność zdobywania informacji o kolejnym takim evencie, znalazłam ogłoszenie treści następującej: Specialist Languages: Practice and Theory The aim of the conference is to create a forum for discussion and exchange of experiences for practitioners, teachers, translators, representatives of business and administration, theoreticians, researchers who specialize in specialist languages, business communication, international cooperation. The conference will be divided into three sections: didactics of specialist languages, translation of specialist texts, linguistic studies in the area of specialist languages and discourse. Dates:  16-17 September 2016, Rzeszow, Poland Venue:  University of Rzeszów Organizers:  Ce