Przejdź do głównej zawartości

Elementy zoologii w przekładzie :) - cz. 1

Dwa gatunki zwierząt chcę przedstawić: kameleon oraz ośmiornica.

Kameleon (łac. chamaeleo)


Systematyka
Domena eukarioty
Królestwo zwierzęta
Typ strunowce
Podtyp kręgowce
Gromada gady
Rząd łuskonośne
Podrząd Iguania
Rodzina kameleonowate
(systematyka oczywiście dzięki Wikipedii)

I, za Wikipedią, krótka charakterystyka: "Polują wyrzucając błyskawicznie lepki język na odległość do kilkunastu centymetrów. Mają szczególną zdolność zmiany barwy; jednak wbrew popularnym opiniom kameleonowate nie dostosowują swojej barwy do barwy otoczenia (jest to popularny faktoid)[2] – ich barwa zmienia się wraz ze zmianą stanu fizycznego i emocjonalnego[3], a także jest formą komunikacji z innymi osobnikami[4], choć ich naturalny kolor często odpowiada danemu typowi otoczenia, w którym przebywają. Na kolor również wpływa natężenie światła oraz temperatura – zazwyczaj w temperaturze ok. 25 °C odcień jest bardziej zielony, podczas gdy w temperaturze ok. 10 °C odcień skóry szarzeje.[2] Niektóre kameleonowate stosują mimetyzm przybierając kształt np. zeschłych liści. Trzymają się określonych rewirów, które uważają za swoje i bronią ich przed intruzami."

Do czego zmierzam? Do analizy cech dobrego tłumacza, które upodabniają go do kameleona. Zastanówmy się przez chwilę:
1. trzyma się swoich rewirów, które uważa za własne i broni ich przed intruzami
Dobry tłumacz nie jest wszechwiedzącym słownikiem, ani nawet translatorem elektronicznym. Uznając, że "(...) każdy język składa się tylko z języków fachowych, a język ogólny stanowi zaledwie niewielki wspólny punkt powiązania między nimi" (B. Kubik: Pojęcie języka specjalistycznego. „Języki Obce w Szkole. Czasopismo dla nauczycieli”, 2002, nr 5, s. 6.), dobry tłumacz znajduje na nieprzebranym oceanie technolektów (czyli języków specjalistycznych, z angielska LSP) odpowiadającą mu dziedzinę i trzyma się swojej specjalizacji. Jest mu ona bliska na tyle, że uważa ją za własną. Stąd naturalny odruch obrony przed intruzami (czyt. przed innymi, próbującymi sił w przekładzie w tej samej kombinacji językowej i specjalizacji). To z kolei tworzy zjawisko konkurencji na rynku, która motywuje do rozwoju zawodowego, zdobywania nowych kompetencji etc., co jest wysoce pożądane i słuszne; z drugiej zaś strony ta sama konkurencja daje nam "tłumaczy po czypindziesiąt" (pisownia celowo niepoprawna), czyli grupę tych, co za złotówkę pojadą na własny koszt do Honolulu przełożyć videokonferencję dla belgijskiego prezesa firmy z siedzibą w Texasie zajmującej się dystrybucją chińskich agletów pasujących wyłącznie do rosyjskich sznurówek produkowanych na wyłączność dla niemieckiego producenta obuwia sportowego na licencji francuskiej :) Przy czym prezes gada tylko po japońsku :) Jak łatwo się domyśleć, taki poziom desperacji cechuje pewne szczególne grupy osób:
- początkujących (wybaczamy, ale zalecamy raczej wolontariat lub współpracę z mentorem)
- zakompleksionych (bo nie ukończyli filologii, bo mają problemy osobowościowe etc.etc.; zalecane jest uzupełnienie kwalifikacji lub/oraz psychoterapia - i to nie jest szyderstwo!)
- partaczy (tu pozostaje nadzieja, że "rynek" wygryzie ich sam, po jednej, dwu czy więcej wpadkach... i tym osobom dedykuję cytat z Baczyńskiego "Nas nauczono. Nie ma litości")

2. "Ich barwa zmienia się wraz ze zmianą stanu fizycznego i emocjonalnego, a także jest formą komunikacji z innymi osobnikami, choć ich naturalny kolor często odpowiada danemu typowi otoczenia, w którym przebywają".

Tłumacz w trakcie mówienia musi pozostać żywym organizmem, istotą reagującą na wypowiadane przez mówcę słowa. Nie może być lektorem listy dialogowej w amerykańskim filmie kryminalnym (kto zna ten skecz, wie świetnie o czym mówię, osobom niewtajemniczonym obiecuję, że link pojawi się wkrótce). W miarę jak stan emocjonalny mówcy ulega zmianie ("zapala" się on, wyraża wzburzenie, radość, smutek...), dobry tłumacz zadba o utrzymanie formy i treści przekładu na tym samym poziomie emocjonalnym.

Prosty przykład: zależy nam, by odbiór słowa mówionego przez polsko- i obcojęzyczną audytorium różnił się minimalnie, dążymy do wyeliminowania różnic w ogóle. Stąd starania o trafny przekład żartów, anegdot, idiomów (jest to tzw. przekład kulturowy - czyli nie dosłowne oddanie tego, co wyraził mówca, ale "przefiltrowanie" treści przez posiadaną przez tłumacza wiedzę o różnicach kulturowych m. dwiema grupami). Jeśli zatem mówca powie "stop pulling my leg" cytując zupełnie nieformalną konwersację z kilkuletnim synem (i angielskojęzyczna część audytorium ryknie śmiechem słysząc takie słownictwo trzy- czy czterolatka), oddanie tego jako "nie strój sobie ze mnie żartów" takiego efektu nie wywoła u polskojęzycznej części słuchaczy, stąd cały klimat emocjonalny - mówiąc kolokwialnie - pójdzie się bujać :) I słusznym będzie tu powiedzenie "nie rób ze mnie jaj" z adekwatną intonacją (imitującą ton mówcy), co wywoła równe salwy śmiechu po obu stronach sali. Jest to, jak u kameleona, pewna forma komunikowania się ze słuchaczami, swego rodzaju przywilej. Jak zwykle w podobnych sytuacjach, posiadanie przywileju łączy się nierozerwalnie z odpowiedzialnością. I w przypadku przekładu kulturowego o odpowiedzialności można również mówić. To tłumacz decyduje, ile są w stanie "udźwignąć" słuchacze w danym momencie (czyli ocenia rozbieżności kulturowe m. grupami językowymi). Zilustruję to autentycznymi sytuacjami z przekładu symultanicznego podczas dwu konferencji w obrębie tej samej specjalizacji.

 (Syt. A) Przekład PL-EN-PL Wersji angielskojęzycznej słucha szacowny profesor, jego małżonka oraz 2 prezesów firm farmaceutycznych (sponsorujących konferencję). Reszta słuchaczy (niespecjalnie wyluzowanych sądząc po przebiegu pierwszej sesji) odbiera program po polsku. Wprowadzając wykład profesora, osoba znana z ciętego języka i nieokiełznanego poczucia humoru puszcza oczko, mówiąc po angielsku "Deflore is yours" (zamiast "the floor is yours" pikantna gra słów miała być). Profesor nieco zakłopotany, w kabinie ułamek sekundy przemyśleń i polska część audytorium słyszy: "Oddaję panu głos, panie profesorze". Uznaliśmy, że ze względu na osobę profesora, kulturę polską i rodzaj odbiorców, należy pozostać przy zwrocie formalnym.

(Syt. B) Przekład EN-PL Po polsku słucha 3/4 audytorium. 1/4 szczęśliwców słucha oryginału. Mówca kontrowersyjny, rzucający ostrymi skojarzeniami (co było widoczne w wyświetlanym tłumaczeniu prezentacji na język polski, np. kompetencje określone akronimem WÓDKA, poszczególne z nich to Wiedza, szÓsty zmysł, Doświadczenie, eKscytacja, zAbawa), audytorium już nieco "rozgrzane" jego poczuciem humoru, nie miało problemu z przyjmowaniem kolejnych żartów. W pewnym momencie, w ramach omawiania środka uniwersalnego na wszelkie bolączki zawodowe, na ekranie wyświetla się tabletka z napisem "FUKITOL" (czyt. fakitol, znów gra słów z fuck it all). Część angielskojęzyczna ryczy ze śmiechu, reszta jeszcze nieco zdezorientowana.
Mówca: "and I would like to recommend you the best pill ever, namely FUKITOL"
Tłumacz: "chcę zatem polecić wam najlepszy dostępny środek, czyli FUKITOL"
Mówca: "to those of you who do not know what this name means I want to explain that it is a combination of three English words"
Tłumacz: "chciałbym wyjaśnić tym z państwa, którzy tej nazwy nie znają, że w jej skład wchodzą trzy angielskie wyrazy"
Mówca: "and I am sure that this nice girl in the booth will say them now in Polish..."
Tłumacz: "i pewien jestem, że to miłe dziewczątko w kabinie powie je Państwu teraz po polsku..."
Mówca: "fuck it all"
Tłumacz (po błyskawicznej ocenie sytuacji): /przekład_dosłowny_frazy/ :D
W tym momencie całe audytorium wybuchnęło zgodnym śmiechem.

Przekład zatem w obu sytuacjach został dopasowany do słuchaczy, zgodnie z działaniem kameleona, który swoją barwę podstawową dopasowuje do typu otoczenia, w którym przebywa.

3. Kameleon posiada również lepki język, który potrafi wyrzucić w sytuacji polowania na długość kilkunastu centymetrów (czyli de facto na drugą długość własnego ciała).

Zgodnie z tą zasadą, tłumacz w kontekście sytuacyjnym przekładu żywego słowa, również jest gotów i potrafi "przejść samego siebie" i ujawnić swoje rozległe kompetencje w obu językach, "aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa" (głowa mówcy, rzecz jasna; a cytat, ma się rozumieć, ze Słowackiego).

Część druga omówi przykład ośmiornicy :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie mam skanera, a muszę wysłać tłumaczowi moje dokumenty - jak???

Inspiracją do napisania tego postu jest kumulacja zdarzeń z ostatnich kilku lat.  Klient potrzebuje tłumaczenie dokumentacji medycznej - jasne, zrozumiałe, zapraszam na kkalisz.pl@gmail.com niezmiennie w tej sprawie. Klient pisze maila z pytaniem o cenę/ stawkę/ warunki współpracy. Odsyłam maila z informacją, że kotów w worku nie wyceniam, poproszę dokumentację do wglądu.  Klient odpisuje: Ale ja nie mam skanera albo  klient przysyła screenshot, tak mały, jak się da (inaczej za dużo miejsca na telefonie zajmuje albo klient przysyła zrobione komórką zdjęcia - na zdjęciu jest przekrzywiona kartka i bardzo dokładny obraz wzoru na dywanie, narzuty na kanapie, albo bałaganu na łóżku... W żadnym z przypadków opisanych powyżej nie zrobię wyceny w kilka minut. Przeciwnie - zajmie mi to sporo czasu - konwersja, przeformatowanie etc., sprawdzenie, czy algorytm rozpoznał słowa prawidłowo (bez tego nie będzie rzetelnej wyceny - liczby znaków ze spacjami lub/oraz słów). Dlaczego o tym piszę? Dlate

Atrakcyjne destynacje (hihi) dla skrzywionych medycznie :) cz. 1

Ponieważ jest lato, ludzkość nie myśli o niczym innym, a tylko o wyjazdach wakacyjnych. Przyznaję się bez bicia, że i mnie lato uderzyło do głowy, zwłaszcza, że zostałam uziemiona na początku lipca z przyczyn zdrowotnych, co sprzyja zwolnieniu tempa, rozleniwieniu i innym letnim typowo ekscesom.  W dwóch kolejnych postach chcę Wam zatem opowiedzieć, dokąd w przeszłości turystycznie zaniosła mnie miłość do medycyny, pokazać Wam kilka zdjęć z tych wyjazdów i zachęcić do samodzielnej eksploracji (bo wąchocka fizyka = wszystko sprawdzić doświadczalnie).  Na pierwszy rzut będzie Rzym.  Museo di Storia  della  Medicina Przy szpitalu Uniwersytetu Sapienza, dosłownie po przeciwnej stronie ulicy od budynków klinicznych, znajduje się dwupiętrowe muzeum. Mocno się nim nie chwalą w oficjalnych folderach turystycznych, dociekliwi jednak znajdą.  Dociekliwi również dowiedzą się, że muzeum utworzono w 1954r, ale pomimo stosunkowo młodego wieku, zgromadzono w nim artefakty datowane na XVII wiek plus n

Karta informacyjna leczenia szpitalnego - szkolenie ONLINE z zakresu tłumaczeń medycznych

Po sukcesie specjalistycznego szkolenia z zakresu tłumaczeń medycznych dla tłumaczy języka angielskiego "Karta Informacyjna Leczenia Szpitalnego" sprzed roku, czas na wersję online. Tak, tak - szkolenie online tłumaczy medycznych jest możliwe.  Moja wersja online jest rozszerzona w stosunku do zawartości kursu stacjonarnego (perfekcjonizm nie pozwala mi nie wyważać otwartych drzwi celem ulepszania tego, co już istnieje i jest uznane za dobre). Chcąc podtrzymać dobrą tradycję "jedynego w swoim rodzaju" szkolenia, wersja online w każdym z modułów zawiera również część praktyczną - przedstawiających proces wykonywania tłumaczenia medycznego "krok po kroku". Po raz pierwszy uczestnik ma możliwość towarzyszenia tłumaczowi medycznemu w pracy nad konkretnymi tekstami, może 'pinch with pride' różne strategie rozwiązywania napotykanych problemów terminologicznych i merytorycznych. I tak, moduł 1 kursu obejmuje omówienie struktury karty informacyjnej lec