Przejdź do głównej zawartości

Posty

Kto mnie zna (lub śledzi - czyli follows, a nie herrings), ten wie, że mam gadane, mam pomysły - no, wypisz, wymaluj, mówca konferencyjny. Udzielam się zatem, jeśli to możliwe i na ile to możliwe, dzieląc się radośnie moimi ideami z tymi, co chcą słuchać.  Na okoliczność zdobywania informacji o kolejnym takim evencie, znalazłam ogłoszenie treści następującej: Specialist Languages: Practice and Theory The aim of the conference is to create a forum for discussion and exchange of experiences for practitioners, teachers, translators, representatives of business and administration, theoreticians, researchers who specialize in specialist languages, business communication, international cooperation. The conference will be divided into three sections: didactics of specialist languages, translation of specialist texts, linguistic studies in the area of specialist languages and discourse. Dates:  16-17 September 2016, Rzeszow, Poland Venue:  University of Rzeszów O...

Lojalność, etyka zawodu a primum non nocere

W celu wywołania dobrej atmosfery, zacznę od rzeczy przyjemnej. Nie tak dawno dostałam bransoletkę, o taką: W bransoletce jestem zakochana z uwagi na przesłanie. Otóż stoi tamże jak byk: PRIMUM NON NOCERE. Dźwięczna jestem przyjaciółce, osobie wszechstronnie uzdolnionej , która rękoma działa (link wcześniej), naucza i tłumaczy, człowiek orkiestra po prostu, niemniej nie o hymnach na cześć Sylwii miała być mowa :) Właśnie, bransoletka i jej przesłanie: "Po pierwsze, nie szkodzić", bo tak tę hipokratesową maksymę należy rozumieć. Słowa mądre i głębokie, i wbrew pozorom wcale nie odnoszące się wyłącznie do zawodu lekarza, jak na pierwszy rzut oka można pomyśleć. Są dla mnie inspiracją od lat - w życiu zawodowym i prywatnym. Co oznaczają w życiu zawodowym?  1. Odpowiedzialność za pacjentów - tych, z którymi mam bezpośredni kontakt (przekładając ich dokumentację i - okazyjnie - konsultacje) oraz tych, na których pośrednio wpływa moja praca: bo leczący ich leka...

Jak się cenisz, tak Cię piszą.

I znów mnie sprowokowali koledzy z grupy twarzoksiążkowej. I znów o stawkach będzie. Muszę, bo się uduszę... Młody kolega, świeżo w zawodzie jak rozumiem, pyta o wycenę tekstu. Tekstu, jak pisze, jest 15 tys. znaków (domniemam, że ze spacjami, bo jeśli nie to jeszcze gorzej...), radzi się w kwestii wyceny (zaproponowano mu 250 zł za całość). OK, młody jest, wybaczyć można. Tekst, co istotne, techniczny.  OK, wykonałam swoje słupki zatem i wyszło mi, że 15 tys. znaków to 8.33 strony po 1800 zzs każda (zakładając, że kolega operował danymi w wersji "ze spacjami"), a zaproponowane 250 zł oznacza, że będzie tłumaczył tekst techniczny za 30 PLN od strony z rozliczeniem do 2 msc po przecinku (mało profesjonalny sposób rozliczania skądinąd). Na jego tekście ktoś kiedyś zarobi daleko więcej niż 30 PLN od strony, podkreślę, więc czemu specjalista ma być traktowany jak piąte koło u wozu i sprzątaczka? Nie pasowało mi to i zapragnęłam się odezwać, tymczasem... ... tymczasem od...

...bo to, co nas podnieca, to się nazywa kasa...

Na grupie facebookowej dla tłumaczy rozgorzała ostatnio dyskusja o stawkach, klientach i ich postawach etc. Jedna z miliona na ten temat, gdyż to temat-rzeka.  Kanwą do dyskusji stał się taki oto ładny obrazek: Na obrazku, czego zapewne nikomu nie muszę wyjaśniać, znajduje się wyjaśnienie, dlaczego za bukiet ślubny płaci się tyle, ile się płaci (tj. TAK DUŻO). Coś jak z tłumaczeniami, nie? Obrazek wyjaśnia wszystkie składowe ostatecznej ceny bukietu, przybliżając niezorientowanym realia zawodu florysty. Wyjaśnia zwięźle, sensownie, zgodnie z prawdą... i są to realia do złudzenia przypominające moje, tłumaczowe, podwórko. Ewidentnie podobieństwo owo dostrzegłam nie tylko ja sama, bowiem dyskusja, która się wywiązała była długa i burzliwa.  Dyskusja oczywiście nie byłaby dyskusją, gdyby nie pojawili się oponenci i kontrargumenty. Tu się pojawiły, sporo zresztą. Na przykład takie, o dokumentacji samochodowej:  "Ze wszystkimi uwagami, pouczeniami itp. wychodzi nawet 5 ...